top of page

Odnajdź się samemu w Pekinie

  • vathsanclan
  • Feb 28, 2018
  • 5 min read

30.06.08

Witam! Po spędzonej nocy w moskiewskim Novotelu wreszcie udało mi się wylecieć dalej do Pekinu. Fajnie się lata z aeroflotem. Jakoś tak swojsko. W samolocie podawali niby podobne a jednak trochę dziwne i średnio dobre jedzenie. Natomiast stewardessy okazały się dużymi starszawymi blond kobietami. Ponieważ nie wyglądam na Chinkę to mówiono do mnie często po rosyjsku ,co mnie bardzo śmieszyło bo nie tyllko się w miarę jakoś dogadywałam co nawet starałam się ładnie mówić i używać znanych mi form grzeczśnociowo językowych. Obok mnie siedział taki starszy pan co to się ewidentnie nudził ( w naszym samolocie nie było nawet telewizora) i przy każdej okazji starał się mnie zagadać. Nie wystarczały mu moje wymówki, że ja wcale po rosyjsku aż tak dobrze nie mówię. Wtedy on niczym as z rękawa wyciągał swoją znajomość czeskiego. Jak dalej szłam w zaparte że czeskiego też nie rozumiem to oczywiście pan poliglota zaczął do mnie mówić po angielsku i już nie dało się wymigać. A rozmowa była dosyć ciekawa bo pan przedstawiał mi swoje teorie według których jego zdaniem chińczycy to tacy " Żydzi Azji".....

Lot do Pekinu trwał 7 godzin, wylądowaliśmy o 22h30 czasu lokalnego. Zanim odebrałam swój bagaż była już 23h. Na lotnisku oczywiście nikt na mnie nie czekał. Nawet na to nie liczyłam. Z tymi francuzami to naprawdę ciężko się czasem dogadać....są takimi ignorantami że to głowa mała. Po przylocie miałam w ręce tylko karteczkę ze spisanym przystankiem na który mam dojechać busem z lotniska i ładnie napisaną po chińsku nazwę mojego uniwersytetu na którym mam ten staż językowy, którą mogłam jakby co pokazać taksówkarzowi. Teraz jak o tym myślę to byłam naprawdę wyluzowana bo to trochę tak jakby przyjechać do Warszawy i wiedzieć tylko tyle, że się chodzi na zajęcia z polskiego na UW. No, ale takie dostałam informacje od Francuzów więc liczyłam na to, że tyle co mi podali wystarczy bym sobie poradziła :)

Na lotnisku miałam ogromne szczęście. Gdy stałam przy przystanku autobusowym, powoli czytając którym autobusem mam dojechać na wskazany mi przystanek, podszedł do mnie taki Belg i poradził bym się pośpieszyła bo zaraz odjadą ostatnie autobusy i że jak chcę to on pomoże mi kupić bilet. Oczywiście, że chciałam. Okazało się, ze wsiadał w ten autobus co ja ,tyle tylko, że miał wysiąść na 5-tym przystanku a ja na 7-mym. Gdy w autbusie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać zaczęłam go zagadywać o mój uniwerek , pytać się czy może kojarzy gdzie on jest i czy łatwo uda mi się go odnaleźć. Gdy zobaczył, że jedyną informacją jaką dysponuję jest nazwa tegoż właśnie uniwerka, to się załpał za głowę.... bo już oczyma wyobraźni widział, że odszukiwanie reszty Francuzów nie będzie takie łatwe....Zaproponował więc, żebym wysiadła na jego przystanku i on tam mi złapie taksówkę w której wytłumaczy kierowcy by mnie wysadził na kampusie koło budynku dla obcokrajowców. W sumie już bez mojego proszenia w końcu wziął i pojechał ze mną tą taksówką aż na sam kampus. I bardzo dobrze , bo to tam to dopiero się zaczęły największe schody. Z resztą ten Belg mówił o wiele lepiej po chińsku niż ja. Mi oczywiscie też nieźle idzie i coś tam umiem się dogadać, ale na wczorajszy stopień trudności misji ta jego pomoc okazała się bezcenna.

Przy głównej bramie zapytaliśmy sie stróża-ciecia gdzie tu jest jakiś budynek dla obcokrajowców. On nas wziął i zaprowadził pod jakiś typowy akademikowy obskórny blok i powiedzial że tutaj. Wyglądal on poprostu jak akademik tyle tylko, ze przydzielają tu do nich obcokrajowców. Zapytaliśmy się więc czy na terenie akademika są może jakieś hotele? Okazalo się, że są i to aż 4 :) poszlismy do pierwszego. Tam zapytaliśmy się o grupę Francuzów. Pan na recepcji powiedział, że nikogo takiego tu nie ma. Na wszelki wypadek podałam mu swoje dane by się upewnić czy mnie nie ma na liście ale zgodnie z planem mnie nie było. Pan Chinczyk za to był bardzo gotowy mi pomóc i pytał się czy może mam jakiś numer kontaktowy? Akurat miałam zapisany jakiś numer który podałam przy wypełnianiu wniosku wizowego, ale był on do tutejszego sekretariatu czyli dość niepomocny o tej porze gdyż było już po północy. Gdy doszliśmy do trzeciego hotelu w którym znowu mnie nie było na liście, przyznaję, że zatroskalam się już troszke bardziej całą tą sytuacją. Na szczęście miałam jeszcze ostatnią deskę ratunku. Otóż w jednym z maili a propos stażu , moja francuska p.profesor napisała mi bym po przylocie do Chin zadzwoniła do jakiegoś pana Li. Trochę mnie to irytowało że zamiast mi podać normalnie dokładny adres i nazwę hotelu podaje mi tylko numer żebym sobie po przylocie zadzwoniła i sama dopytała o szczegóły.. Przyznaję też, że nawet sobie nie spisałam tego numeru bo nie wyobrażałam sobie, że konieć konców dojdzie do takiej sytuacji, w której ja wymięknę, się kompletnie pogubię i po północy będę wydzwaniać do jakiegoś chińskiego profesora o imieniu Li. A więc w tym ostatnim hotelu udało mi się poprosić o dostęp do netu skąd ze starego maila spisałam numer telefonu. Z pomocą Belga ześmy do niego zadzwonili i wytłumaczyli sytuację, że już tu jestem i zbytnio nie wiem gdzie mam spać. Pan Li po chwili do nas oddzwonił, że skontaktował się już z Francuzami i że mam pójść pod główną bramę uniwerku a oni tam już po mnie wyjdą.

I jak sami widzicie wszystko jednak zakończyło się szczęśliwie. Gdy przyszła po mnie ta cała nieogarnięta francuska brygada cały czas mówili 'oh' i 'ah' i "jakie to straszne" i jak do tego doszło że nikt po mnie nie przyszedł? Już nie miałam siły im tłumaczyć, że w głównej części to ICH WINA bo mi nie odpisali na mojego maila przed wylotem, no i oczywiście po części też spora wina FRANCUSKIEJ P.PROFESOR która jak człowiek mi nie umiała normalnie podać adresu i nazwy hotelu. Natomiast na Chińczyków żadnego złego słowa nie powiem. Jak na razie są bardzo mili, dużo lepiej zorganizowani i skorzy do pomocy. A nagroda bohatera wieczoru i tak należy się Belgowi. A tak pozatym już sam staż jest bardzo fajny. Mamy kupę zajęć i trzeba się uczyć. Dziś aż przez ponad godzinę odrabiałam pracę domową! Ale o tym napisze juz kiedy indziej. pozdrawiam, Ola p.s Mam jakiś problem z komórką bo angielska nie łapie zasięgu. Kupiłam sobie też chiński numer z którego wysyłałam smsy o tym, że dotarlam, ale nie mam zielonego pojęcia czy one w ogóle dochodzą bo do mnie na ten chiński numer nie przyszło jeszcze nic prócz jednego smsu też z chińskiego numeru... Chociaż pod tym telefonem udało mi się już odebrać połączenie ze skajpa. Mój tutejszy numer to: 15010984357, ale wydaje mi się, że brakuje mu kierunkowego :) Możecie do mnie pisać smsy na polską komorkę to raz dziennie będę przekładać sim i je odbierać. Tymczasem dostęp do netu mam poprostu bajecznie prosty więc najłatwiej się ze mna kontaktować mailem.

 
 
 

Comments


back to blog 

Instagram
Archive
Tags
More stuff you might like
bottom of page